poniedziałek, 5 stycznia 2015

,,Mleka, soku, czegokolwiek? Tylko żeby stąd wyjść. "

  Ohayo, ludziki! Dawno nie było posta, cóż. Przygotowania na święta, święta, sprzątanie po świętach, Sylwek, sprzątanie po imprezie ,wyjazd do rodziny. Nevermind.
 Jak tak myślę o 2014 to przypomina mi się obóz LARP. Każdy mógł być elfem, krasnoludem lub innym stworzeniem, magiem, wojownikiem (itp.), obowiązkiem były zarąbiste *chrząkniecie* warty w nocy oraz jeden dzień dodatkowej służby (mycie stołów, wywalanie krakena, czyli zapchanego zmywaka i inne takie). Na warcie w nocy trzeba było pilnować ognia, najbardziej przechlapane miały pary w godzinach 24-1, 1-2, 2-3, i tak do 6 godziny. W pierwsze godziny wstawaliśmy o 6 lub 7, lecz potem nawet kadra wstawała dopiero o 10. Przypominam że o 23 lub 24 mieliśmy nocne ,,wypady" z 2 pochodniami dającymi mniej światła niż niezapalona świeczka, a teren był górzysty-kamienisty xd. Często wychodziliśmy tak do lasu ,,na obozowym haju"- po siedzeniu paru godziny przy ognisku, 4 lub 5 godzin spania, treningach nie łatwo było zauważyć maskę nieprzyjaznego tubylca w krzakach (każda gałąź wyglądała jak żyrafa), pazury kotołaka lub jakieś inne rzeczy. 

Ach, trening! Prawie każdy posiadał ,,boken"- plastikową rurę otoczoną bodajże watą i oklejoną taśmą izolacyjną.  Mieliśmy 2 łuczników, a groty ich strzał były zabezpieczone pianką czy czymś podobnym. Dzieliliśmy się w 2 kategoriach. Pierwsza kategorią była dana specjalność: wojownik, mag, uzdrowiciel. Magowie mieli po 3 zaklęcia, uzdrowiciele mogli leczyć rannych a wojownicy posiadali 3 życia. Szamani strzelali zaklęciem=masz się wywalić. Kotołak zaczepił cie swoimi pazurami i nie chce puścić= upadasz, udajesz martwego lub wrzeszczysz jakby naprawdę się ze skóry obdarł, czekając na uzdrowiciela. Na większych wypadach zwykle potykano się o ,,martwych" i wpadano do często tam rosnących pokrzyw i kamieni. Czasami ,,towarzysze broni" (czytaj zdrajcy) zapominali o rannych i uciekali, przez co mało elegancko krzyczeliśmy ile sił w płucach.

Cały obóz był piętrowany (jeżeli mogę tak powiedzieć). Na samym dole były 2 domki <1 domek=2 ,,pokoje''=4 os. x2>, wyżej 4 domki, jeszcze wyżej plac, ognisko, baszta z drewna, jeszcze wyżej jadalnia gdzie mieliśmy zebrania i strzelanie z łuku, potem parę metrów wyżej zmywak i zakazane przejście do kwatery aktorów, potem pierdyliard schodków wyżej toalety i 4 kabiny prysznicowe. W 2 leciała woda zimna jak ze strumienia, a w pozostałych wrzątek. Teoretycznie mogliśmy myć się codziennie, ale było zbyt mało czasu, a zawsze wróg lub przyjaciel mógł podejść do bram. Droga do łazienek była wystarczająca długa by w połowie się zsikać. Na samym szczycie znajdował się parking, skąd wybrany  pechowy domek znosił obiad w metalowych beczkach.

Kary? Pompki lub baranki. Za nie noszenie stroju fabularnego, bokena (nawet gdy szedłeś tylko do toalety), wspominaniu o rzeczach z ,,nie tego świata" /samolot się kłania/ oraz za inne bzdety. 2 razy dziennie sprawdzano czystość w domkach. Za JEDNA zagubioną między butelkami wody brudną chusteczką zarobiłyśmy 15 baranków.

Były tam około 2 tuziny chłopaków i 4 dziewczyny- ja, siostra, przyjaciółka i koleżanka z Warszawy. Z racji tego że nas było mniej, ,,menszczyśni" postanowili zapchać zmywak. Na szczęście nasz ,,szaman" zdołał ich uprzedzić że kobiety mszczą się okrutnie. Oczywiście potem byli dla nas milsi ^^. Wyróżnię parę osób: 
 Zakonnicę Abdela Jasia /przezwisko nadane przez obóz, jego imię fabularne, imię prawdziwe/. Strój jaki przywiózł ze sobą przypominał strój zakonnicy, umiał każdego rozśmieszyć w każdej sytuacji, nawet gdy o północy do obozu wbiły krwiste bunshee. 
 Mortadelę z tarczą, czyli najbardziej aktywnego obozowicza ever. Był dość drobny, nigdy nie przestawał gadać, był jednym z najlepszych wojowników.
 Łucznika z grzywką, który uratował nam parę razy tyłki na całodniowym wypadzie.

 Między zajęciami mogliśmy siedzieć w domkach, odsypiać, bawić się na placu, cokolwiek tylko się nie bić na bokeny lub czymkolwiek innym. Raz otworzyłyśmy z dziewczynami okno i udawałyśmy okienko z kebabem (wiem, już trochę nam odbijało). W rzeczywistości kebabem były rodzynki, podawane w metalowym kubku z zestawu.

Pod koniec pobytu, zorganizowano turniej. Miecze (czyli bokeny) musiały być równej długości. Muszę się pochwalić, stoczyłam najwięcej bitew, zajmując tym samym 2 miejsce. xd W końcu  coś mi się w życiu udało.

 Ale ogółem obóz był świetny, zabawy i emocji było o pachy ;)
 Ough, ale sie rozpisałam 0-0. 


                                                          RANDOMOWY GIF


                                     Kolejny dzień:
ŚNIEG! 
Jak zwykle po lekcjach chrzest śnieżny od chłopaków (nacieranie ehem). Cóż jeżeli jeszcze nie znacie mnie z drugiej, bardziej makabrycznej strony to teraz poznacie ja oceniając mojego bałwana, ulepionego wraz z moja przyjaciółką xd

 Miał być Eskimos, potem kaptur zmieniłyśmy na brodę. Z braku ekwipunku oczy były jakie są, a na myśli nasunął mi się Jack the Ripper xd

Bai, world! Do następnego posta!
                                        

                                        cytat: Matsu (ja), drrrchat.com